I nic co ludzkie

# (Przestrzeń w wymiarze erotycznym)

Rozległ się przerażający wizg. Trzasnęły żarglany i kapral zawołał:

- Za Cesarza!

My na to ryknęliśmy:

- Nie chcemy żyć wiecznie!!! - i runęliśmy w wyrwę czasoprzestrzenną.

Rebelianci w try miga narychtowali działo relatywistyczne i teraz pruli w nas

seriami względności. Z przeciwka waliły na nas rojami przeciwstawne

paradygmaty, z hukiem pękały płytkie paradoksy, rozpylony holizm hamował

rotory naszych zapewniaczy, ale my mknęliśmy mrocznym tunelem pośród

zawieruchy nieprawdopodobieństw, nie bacząc na straty. Mój skrzydłowy nagle

zniknął w krótkim błysku zwątpienia w prawdy obiektywne i tak szeregowiec

Erotan został się bez skrzydłowego.

W wybuchach logicznych opozycji, rozbici na barierach empirycznego

falsyfikacjonizmu, porwani przez zwątpienie, szarpani wyrzutami sumienia i

fałszywą moralnością - pękaliśmy jak bezjajcy. Ginęliśmy jeden po

drugim, jak taczki na zakręcie. Kaczki na okręcie? Mnie też już brało.

Pomału świadomość umykała z umysłu, rozmamłane szleje obracały się w

jednorodny glut lewackiej pseudofilozofii. Gdzieś na dnie mojej pewności

tliło się wezwanie: "Szukaj wyjścia z sytuacji. Znajdź nietypowe

rozwiązanie, bo wszyscy zginiemy." To była zaszyta w każdym z nas cząstka

osobistej miłości Cesarza, który ukochał swoje Legiony Pewnej Śmierci. A

my kochaliśmy Cesarza.

- Uwaga, pole niewspółmierności interteoretycznej! Włączyć bariery

Feyerabenda!

Od tysięcy lat staliśmy na straży tradycji, pewności i poczucia

bezpieczeństwa wszystkich obywateli Imperium. Najpotężniejszego państwa

wszechczasów, rozciągającego się na cały znany Kosmos. Dawaliśmy

zdecydowany odpór wszelkim próbom relatywizacji wartości. Empirejczyk

rodził się dzięki błogosławieństwu Cesarza, dorastał na jego rozkaz,

pracował dla jego pomyślności i umierał ku jego chwale. Tak było dobrze,

tak było pewnie i zawsze bezpiecznie. Pierwszy Cesarz wszak powiedział:

"Idźcie w Przestrzeń, czyńcie ją sobie poddaną, bądźcie płodni i

rozmnażajcie się". Albo jakoś tak.

- Legioniści, zgłaszać się po kolei! Powtarzam, legioniści, zgłoście

się! - charczał transponder, ale nie miałem już siły odpowiadać.

Leciałem w kurzawie rewizjonizmu i intelektualnego bełkotu, samotny jak nos.

W cichości mamrotałem mantry imperialne, żeby kompletnie nie ocipieć. Tak

naprawdę dawno już pożegnałem się z tym życiem, bowiem przez nieustanną

palbę relatywistyczną, uwierzyłem w bajdy o następnym. Ale - ta maleńka

cząstka miłości Cesarza...

Nagle wśród zbłąkanych dziecięcych światopoglądów coś mi błysnęło,

niczym klejnot Deklaratywnej Gwarancji, o którym dziadzio mi w dzieciństwie

klechdy klecił. Bez namysłu pomknąłem w tamtym kierunku, chcąc choć

pięknym widokiem śmierć swą osłodzić. Kiedy wniknąłem z ogromną

prędkością w tę światłość, opadła mnie z nagła cisza zmysłów,

wszechprzenikający, rozedrgany spokój. Gdzieś zginął zgiełk bitewny.

Umilkło działo relatywistyczne i nasze zapewniacze. Poczułem przypływ

wigoru. Wisiałem w wilgotnej mgle, zanurzony w nieograniczonej Przestrzeni

rozstrajającej rozkoszy, której jeszcze nie dawałem przystępu. Czyżby

nowa, rebeliancka Wunderwaffe?

- Ja brzoza, ja brzoza - nadałem szyfrem przez mój uniwersalny transponder -

melduję odkrycie. Nowy wymiar, powtarzam, nowy wymiar Przestrzeni!

Po takim meldunku nie musiałem długo czekać. Ustabilizowanie przejścia i

wysłanie po mnie ekipy ratunkowej zajęło naszym antydewiatorom zaledwie

kilka dni. Ja w tym czasie spoczywałem w nieznanej mi dotąd lepkiej, jakby

trochę poniżającej błogości, w której cała moja siła i pewność

wydawała się śmieszna i bezsensowna, bo przecież pozbawiona poczucia

humoru. Podobno odratowali mnie w ostatniej chwili.

Wkrótce Cesarz nakazał zaplombowanie przejścia do nowego wymiaru w obawie

rychłego rozpadu spójności Imperium. Jednak nie na wiele się to zdało.

Błona, raz rozerwana, nie chciała się w pełni zrastać. A może nie mogła

zdążyć? Wielu, wierzcie mi, wielu empirejczyków wybrało się na wycieczkę

do nowego wymiaru, który ktoś nazwał od imienia odkrywcy - erotycznym. Tam

zanurzali się w tę rozkoszną przestrzeń i spędzali całe urlopy.

Wysocy urzędnicy Imperium z początku oczekiwali spełnienia obaw Cesarza.

Okazało się jednak przeciwnie. Obywatele wracali do domów jakby

odświerzeni, pełni wigoru i energii. Wskaźniki gospodarcze i ludnościowe

poszybowały w górę i tak już zostały. Tylko my, Legiony Pewnej Śmierci

nie mogliśmy spocząć na Laurach.

Aparatura przeciwszpiegowska wkrótce wykryła podejrzane anomalie Przestrzeni

w wymiarze erotycznym. Niektórzy obywatele nie wracali z wycieczki.

Zaobserwowano podejrzaną, żółtą, świetlistą sferę, która periodycznie

pojawiała się w oddali. Nowe zadanie dla najwierniejszych.

I znowu nasz kapral wrzasnął, gdy trzasnęły żarglany, i znowu runęliśmy

ku nieopisanemu, bronić honoru Cesarstwa. Tym razem prowadziłem, byłem na

szczycie wierzchołka szpicy. Znajomy błysk ujrzałem zaraz po przekroczeniu

strefy nieoznaczoności i skierowałem atak w tamtą stronę. Wgryźliśmy się

naszymi bezwzględaczami w świetlistą sferę nieustannej słodyczy.

Szarpałem, ciąłem wściekle uległą masę żółtej jasności, przebijałem

się coraz głębiej. Byłem szpicowym. Byłem pierwszy. Pierwszy się

przebiłem. I znowu opadła mnie cisza zmysłów, i zastygłem w mglistej

rozkoszności. A potem było jakoś tak... I zgasło światło.

Kiedy wróciła mi świadomość, byłem słaby jak niemowlę. Jednak niemoc

nie przeszkadzała mojej przyćmionej świadomości. Ratowała mnie pamięć.

Po prostu wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Niezwłocznie zatem

policzyłem swoje ręce i nogi, rozparłem się w mrocznej ciasnocie i

bezgłośnie wykrzyczałem na świat cały:

- Człowiekiem jestem!

Wieczna przestrzeń [IMG]

📅 pon 04 września 2006

↩ Index (Strona główna)
📁 Opowiadania
#Opowiadania
#fahrenheit
#warsztaty