Śniadanie mistrzów

Abiturient Rinsel otworzył oczy. Ale nie potrzebował ich, aby widzieć.

Kontemplował przebudzenie ciała.

Słońce kuliste tymczasem, autorstwa Namiestniczki z Cz'ung, wisiało w

zenicie. Słońce sześcienne, popis Adepta Jakimowa, właśnie zachodziło,

skąpane w fioletowo-różowej poświacie. Dawne, dziecinne zabawy. Rinsel

czekał na wschód Zmiennokształtnego. Mistrz Dzietsyn pobłogosławił je

kiedyś i nakazał mu stać się inspiracją dla wszystkich pokoleń Adeptów

Akademii Wszechmocy. Odtąd wszelkie studia na Cz'ung odbywały się w świetle

słońca Zmiennokształtnego.

Abiturient przeszedł w stan medytacji wewnętrznego oddechu. Gromadził

energię, tak potrzebną mu podczas dzisiejszego egzaminu na mistrza. Każdy

wdech przynosił wprost z nieograniczonej przestrzeni wyobraźni przejrzyste

światło, które później bez trudu przekuje w Dzieło. A ono go wyzwoli.

Słońce kuliste stanowczo grzało dziś zbyt mocno. Odsunął je więc o pół

jednostki astronomicznej. Nie obawiał się zakłócenia biegu planet Układu.

Dziś wszystko i tak kręciło się wokół niego.

Świadomość inteligentna bez pośpiechu przeglądała dostępne paradygmaty.

Może wśród nich spoczywa ta jedyna inspiracja, która pozwoli mu na

stworzenie czegoś naprawdę wspaniałego? Czegoś, co zadziwi Magnificentną

Komisję i da mu wolność stwórczą?

:Ludzkość przez ostatnie lata osiągnęła wszystko, co umysł zdolny był

postrzegać. Każdy mógł bez trudu poruszać się przez sześć wymiarów

przestrzeni do dowolnego wszechświata. Nieograniczone zasoby energetyczne,

bezwysiłkowa wymiana informacji bezpośrednio pomiędzy świadomościami

magazynującymi, wolność od ciała, zaciemnień myśli i pomieszanych emocji.

Tak, ludzie mogli już wszystko. Każdy z osobna i razem, zdolni byli w jednej

sekundzie stworzyć miliony nowych wszechświatów, a wybranym pozwolić

istnieć. W niektórych zamieszkać. Inne schować - lub rozpuścić z powrotem

w Pustkę, jak komu wygodnie. Mogli wszystko - i nic. Bo tak to już właśnie

jest. Wydawałoby się, że osiągnąwszy całkowitą wolność od słabości i

cierpienia oraz pełnię zdolności egzystencjalnej, ludzie wreszcie osiągną

trwałe szczęście. Tak się nie stało. Znaleźli się na szczycie góry, z

której mogli spoglądać bez ograniczeń na bezmiar historii dzielący ich od

powstania wszechświata. Wyżej nie było już nic.

Ale to przecież niemożliwe, zaprotestowała Przestrzeń oktylionami

uwolnionych od ciał umysłów. Nie ma końca wspinaczki, zawsze musi zostać

coś do zdobycia. Niekoniecznie, odpowiadały cicho umysły co bardziej

światłych filozofów. Może jedyne, co nas jeszcze czeka, to śmierć? Bowiem

wszyskto, co powstało, musi kiedyś się rozpaść. A nie ma większego

cierpienia, niż umieranie nieśmiertelnych, zadrżała Ludzkość. I tak

powstała Akademia Wszechmocy, gdzie najzdolniejsi adepci mieli potrząsnąć

podwalinami metafizyki, otworzyć nowe horyzonty i uchronić wszystkich od

niechybnej, choć może niespiesznej, zagłady.

Mijały lata, ale wyzwoleni Mistrzowie nie dawali oczekiwanej inspiracji.

Żaden nie zdołał jeszcze wzruszyć Pustki na tyle, by odsłoniła swoją

Tajemnicę. A przecież każde życzenie, jakie ktokolwiek zdoła pomyśleć,

niechybnie się spełni. I to dokładnie tak, jak zostało pomyślane.

Nagle Rinsel poczuł drgnienie Przestrzeni. Czyżby to właśnie było to

uczucie, o którym nauczał Szlachetny Kadba? Ta niezłomna pewność nowego

odkrycia, dająca wprost nieograniczoną zdolność tworzenia, z której

wypłynie ocean nowych możliwości - świeży oddech dla wszystkich?

Doskonałym Okiem Umysłu spojrzał za siebie i ujrzał niezliczone zastępy

pokoleń swoich przodków, którzy od początku świata trudzili się i

ginęli, aby on w końcu mógł się pojawić. Popatrzył przed siebie i

zdołał jedynie zobaczyć garstkę prochu, w który zamieni się wkrótce jego

ciało. I smutny powiew - czym stanie się jego umysł - za wiele, bardzo wiele

eonów. Ale się stanie. I wtedy Rinsel zrozumiał.

Jednym aktem woli, bez wysiłku, stworzył Czas, którego dotychczas nie było.

Były tylko zmiany. To dzięki nim mówiono: "Czas płynie". Kiedy ustawał

wszelki ruch, czas stawał również. A wszystkim ciągle czegoś brakowało.

Rinsel powoli, żeby nie wywołać szoku w nieprzygotowanych umysłach,

rozciągał wektor czasu - w przeszłość i w przyszłość. Dobrze to

przemyślał. Razem z oddechem uwalniał nagromadzoną energię, która niczym

oliwa na wodzie tłumiła wzbierającą Falę Czasu, zdolną odwrócić bieg

wydarzeń. Nakazał, aby płynęła w tym samym kierunku, co Entropia - inny

wymiar Przestrzeni, na który większość z reguły nie zwracała uwagi.

Można powiedzieć, że ukrył nowy wymiar pod starym.

Zmiana w Pustce pojawiła się subtelnie niczym wizualizacja. Lecz znaczenie

miała donioślejsze od wszystkich dotychczasowych prac dyplomowych pokoleń

Abiturientów Akademii. Bowiem od tej pory Ludzkość mogła poruszać się

również przeciw Czasowi. Nie tylko spoglądać w przeszłość, ale również

w niej bywać, zamieszkać, kto wie, może nawet coś zmienić?

Cichy szelest na poziomie świadomości analizującej, jaki dobiegł go ze

wszystkich kierunków, brzmiał jak aplauz. Rinsel wykonał kilka głębokich

oddechów, by rozluźnić ciało. Był z siebie dumny. Troszeczkę. Nie musiał

wysyłać zapytania do Komisji. Wiedział, że zdał. Jak na dzisiejszy

poranek, spisał się całkiem nieźle. A przecież jeszcze nie zasiadł do

śniadania.

Obiadek mistrzów [IMG]

📅 wto 30 maja 2006

↩ Index (Strona główna)
📁 Opowiadania
#Opowiadania
#fahrenheit
#warsztaty