Cyfrowy spisek czy pomyłka?
Kolega właśnie podesłał mi link do zabawnego felietonu Magdaleny
Ziętek-Wielomskiej pt. "Cyfrowe poddaństwo[1]". Przeczytałem go w try-miga
(dobrze napisany), ale oczywiście z większością tez w nim zawartych się
nie zgadzam. Zacząłem pisać odpowiedź. Spuchła. Pomyślałem zatem, że
przekuję ją we wpis blogowy, ku pamięci przyszłych pokoleń, które z
pewnością z wypiekami na blacie będą czytać moje głębokie przemyślenia.
https://www.nowoczesnamysl.pl/2023/02/05/cyfrowe-poddanstwo/
2: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dwanaście_ogniw_współzależnego_powstawania
Czterystusiedemdziesięciopięciostopniowa ścieżka wzajemnie
uzależnionego powstawania[2]
Oczywiście kapitalizm nie został "zaprojektowany" (bo w swoich początkach w
ogóle nie był projektowany) w ten sposób, aby kapitał trzymała tylko
nieduża grupa. Ale tak się właśnie stało, co dowodzi, że musiało.
Otóż wyjaśniam: w toku ewolucji od wczesnego rolnictwa, gdy nastąpiła
pierwotna kumulacja (dóbr, jeszcze nie kapitału) w celu zbudowania systemu
premiującego do przeżycia jak największą liczbę ludzi (bez uważania na
ich poziom życia i tego tam typu drobiazgi), zasoby w coraz większym stopniu
pozostawały pod kontrolą nielicznych elit. System rolniczy powolutku się
rozwijał, aż przekształcił się w feudalizm. Ten również niespiesznie
(acz już znacznie prędzej) się zmieniał.
Podczas rewolucji przemysłowej nastąpił natomiast przesył starego kapitału
(nagromadzonego w postaci złota i srebra) do nowych działalności, w efekcie
których narodziła się masa nowego kapitału. Część tegoż powstawała w
efekcie niezwykle przyspieszonej i zintensyfikowanej produkcji (maszyny). A
znacznie większa część puchła w wyniku niezwykle przyspieszonych operacji
finansowych - nie da się budować nowoczesnego przemysłu bez kredytu. Kredytu
nie ma bez pieniędzy. Pieniędzy nie ma bez... Produkcji. Stąd w pewnym
momencie (trochę ponad pół wieku temu) trzeba było odejść od parytetu
złota na rzecz pieniądza opartego na wierze w pieniądz. Bo kopalnie nie
nadążały z kopaniem złota (i srebra) wobec przyrastających funduszy na
papierowych (wówczas wciąż jeszcze) rachunkach bankowych. Tenże pieniądz
tzw. fiducjarny zaczął puchnąć w takim tempie, że nie należy wierzyć,
że ktoś to jeszcze w pełni kontroluje. Ale ostatecznie efekt był ten sam -
wyłoniła się po prostu nowa grupa najpotężniejszych z potężnych, którzy
dysponowali trudnym do wyobrażenia potencjałem finansowym. Przy czym w epoce
przemysłowej szklany sufit wcale nie stał się łatwiejszy do przeniknięcia
(na styku między najwyższym piętrem i resztą - przepływy poniżej wciąż
się dobrze wydarzają).
Kolonializm, owszem. Całego procesu nie da się podzielić inaczej niż
sztucznie. Sukces kolonializmu opiera się o to, że zaczął się w
feudalizmie, ale żywił się rodzącym się przemysłem. Spowodował, że ów
przylądek doklejony do Azji zaczął budować swoją gospodarkę znacznie
szybciej, niż ustawa przewiduje. W efekcie pojawiły się wielkie nadwyżki,
które zainwestowano w fanaberie - i tak narodziła się Wielka Rewolucja
Przemysłowa. A 150 lat później wynikła z tego Wielka Rewolucja
Październikowa, która skazała na nadprogramową śmierć kilkaset milionów
bidoków, którym rzekomo miała służyć. Ale to dygresja od głównego nurtu
historii. W efekcie Wielkiej Rewolucji Październikowej pojawił się w centrum
uprzemysłowionego świata antagonizm, który po półwieczu rzeźni udało
się opanować do stanu tzw. Zimnej Wojny. A oważ przyniosła taki skutek, że
Postęp Techniczny, który już zmieniał życie kolejnych pokoleń nie do
poznania, jeszcze przyspieszył.
W efekcie powyższego nadejszła Wiekopomna Rewolucja Informacyjna. A że
charakteryzuje się ona przemianami w obszarze informacji, cóż się dziwić,
że każdy dziś spekuluje, co się z tego wszystkiego urodzi.
Pomiędzy szczytem rewolucji przemysłowej a rozpędzeniem się rewolucji
informacyjnej minęły zaledwie trzy pokolenia. Trudno się dziwić, że
ludziom zajączkują się przyczyny ze skutkami: spadek dzietności i rozpad
więzi rodzinnych wynikają z tej pierwszej. Jeszcze nie wiemy, co wyniknie z
tej drugiej. To wciąż (nieodległa, czyli tzw. bliskiego zasięgu)
science-fiction.
Podtrzymuję wciąż twierdzenie (wyrażone m.in. w akapicie powyżej), że
zanik więzi rodzinnych i spadek dzietności jest tylko efektem ubocznym
postępu techniczno-politycznego. Nie zaplanowanym. Pracodawcy wolą, aby na
rynku pracy panowała jak najsilniejsza konkurencja, czyli był nadmiar
potencjalnych pracowników. Tymczasem grozi im, że to oni będą musieli
konkurować o pracownika (co już się dzieje) znacznie bardziej niż
pracownicy o nich.
=>
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krotka-rozprawa-miedzy-trzemi-osobami.ht
ml 3:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krotka-rozprawa-miedzy-trzemi-osobami.ht
ml
"Zaż to nowina na świecie, Iż kto kogo może, gniecie?"[3]
Zatem twierdzenie, że "depopulacja" jest jakimś pomysłem najbogatszych, moim
zdaniem jest bzdurą na kołkach. Prędzej wymyślają ją jacyś
idioci-aktywiści ze średnich warstw - to z nich zawsze biorą się kłopoty:
dzieci z tzw. dobrych domów, z traumą od nadambitnych rodziców-numoryszów,
ale nie znające tzw. "prawdziwego życia", żyjące w luksusie i świecie
własnych wyobrażeń, gdzie barista ze Starbunia zapewne zamieszkuje w tak
samo wielkim domu z basenem jak oni (tak im się może wydawać, bo nie znają
innych domów).
Autorka powiela motyw walki klasowej, będąc niby zaciętą antykomunistką w
rzeczywistości od nich czerpie. Zatem skłonna jest oskarżać tych
potentniejszych, że projektują rzeczywistość maluczkich. To oczywista
bzdura. Nie ma żadnych innych rzeczywistości, jest tylko ta jedna i wszyscy w
niej żyją na kupie. Ktoś w tej kupie jest wyżej, ktoś niżej.
Oczywiście rozpad rodziny (która narodziła się ze społeczeństwem
rolniczym) i tradycyjnych wartości nie likwiduje biologicznych potrzeb. Zatem
dziecko jako towar - oczywiście. A w tym powstanie wielka różnorodność.
Robocik udający dziecię jest tylko jednym z wariantów, które zaistnieć
mogą równocześnie obok siebie. Ja obstawiam jeszcze fabryki dzieci, gdzie ze
sztucznych macic będzie się produkować ludzi organicznych (patrz "Nowy
Wspaniały Świat" Huxleya), z tym że część na zamówienie, wedle projektu.
Kobiety (tj. osoby z macicami) wykazujące silniejszy instynkt będą mogły
zrealizować pełnię biologicznego macierzyństwa, z ciążą i porodem, choć
coraz częściej będzie to postrzegane jako ekstrawagancja - po co nosić w
ciele, skoro można w walizce? Polecam też lekturę bardzo starej powieści
pt. "Herkules z mojej załogi[4]", gdzie autor starał się odmalować
matriarchalne społeczeństwo przełomu epok - gdy ludzie przechodzili z
myślistwa do rolnictwa. Wizja dziś obalona, ale niewykluczone, że zaistnieje
w tej formie właśnie w społeczeństwach postindustrialnych.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/86078/herkules-z-mojej-zalogi
Tutaj pozwolę sobie na złośliwą dygresję: Magdalena Ziętek-Wielomska[5] z
wielkim zapałem potępia upadek tradycyjnych wartości rodzinnych (nie tylko w
omawianym felietonie), ale z szybkiego przeglądu netu wynika, że sama w
praktyce ich nie przestrzega. To znaczy, koncentruje się raczej na
działalności publicystycznej, niż na wychowywaniu gromadki potomstwa. No to,
przepraszam bardzo, jak mamy Szanowną Panią naśladować, podążać za jej
światłymi wskazaniami, jeżeli Pani sama życiem swoim ich nie wspiera?
Oczywiście była to złośliwość (acz trochę uzasadniona). W końcu kto
wychowuje potomstwo, zwykle ma mniejsze możliwości aktywnego uczestniczenia w
debacie publicznej. A już szczególnie do walki o pozycję na ławce
autorytetów. Cóż, każdy ma wybór. W tym wybór wartości. I każdy jest
hipokrytą - choć troszkę. Ale nie każdy robi z siebie osobę publiczną.
https://instytutsprawobywatelskich.pl/ludzie/magdalena-zietek-wielomska/
Nie należy podejrzewać potężnych, że są dużo mądrzejsi od nas. A
przytoczony w felietonie Janusz Filipiak[6] jest tego doskonałym dowodem:
można mieć przejściowe, chwilowe problemy z rozumem, a jednak zdobyć wielki
majątek i tytuły naukowe. A potem, z wyżyn autorytetu, solić takie bzdury,
że proszę siadać! Większość tego, co się dzieje na świecie, nie wynika
z planu, tylko z niekompetencji. Tzn. plany są planowane i realizowane. Ale
udają się zawsze tylko w części. Bo układają je takie właśnie
Filipiaki. Efekt działania nie pokrywa się z pierwotnymi założeniami.
Długofalowo. Zbyt wiele czynników wzajem na siebie wpływa. A dziś to nawet
jeszcze więcej. Owszem, czasem coś tam daje się we mgle dostrzec. Dlatego
Rotszyldowie i Rockefellerowie tego świata inwestują dziś w Sztuczne
Inteligencje[7] i komputery kwantowe[8], jak wcześniej dali kasę na rozwój
technik sieciowych, które dały nam Internet. Bo jeżeli tego nie zrobią, to
nowe Zuckerbergi, Briny, Gatesy, Muski i Linusy zjedzą ich na śniadanie. A
tak - wystarczyło trochę posunąć się na ławeczce, na której wciąż jest
sporo miejsca. A kassa brzęczy[9].
https://www.comarch.pl/o-firmie/zarzad/prof-janusz-filipiak/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sztuczna_inteligencja
https://pl.wikipedia.org/wiki/Komputer_kwantowy
https://sapkowskipl.wordpress.com/2017/03/12/wieza-jaskolki-rozdzial-4/
Odsyłam też do mojego bardzo już starego wpisu, który rozważa te kwestie w
świetle rosyjsko-imperialnej propagandy wycelowanej w naiwnych, wychowanych w
cieplarce, zachodniaków[10] (pamiętajmy, że czasem te dobre pomysły ktoś
nam być może podsunął, abyśmy popadli w jeszcze większe pomięszanie -
jakbyśmy już nie mieli z tym kłopotów). Jak widać, na ten temat wciąż
ktoś próbuje zrobić aferę. A przecież już dawno przekonywałem, że nie
ma o co. Tylko jak zwykle, nikt mnie nie czyta, więc jak grochem o ścianę.
{filename}../2015-11-24-czy-dugin-nosi-brode/2015-11-24-czy-dugin-nosi-brode.md
--------------------------------------------------------------------------------
📅 wto 07 lutego 2023