Larwowanie

Bo nie zna życia, kto nie wyhodował swoich matek, swoich matek, swoich

maaateeek... Tak. Takie silne uczucie mną owładnęło, gdy pomyślałem

sobie, że gdyby te matki z mateczników rojowych nie zdołały się wygryźć,

to musielibyśmy kupować. A najtaniej wychodzi po 20 złotych, matka

nieunasienniona, czyli czysty hazard. Sporo, jak za tak malutkiego robaczka.

Larwowanie [IMG]

--------------------------------------------------------------------------------

I tu znowu konieczna dygresja. Otóż rodzina pszczela z grubsza rzecz biorąc

składa się z trzech kast pszczół:

gniazda, opiekuje się larwami czyli czerwiem, zbiera nektar i propolis,

przetwarza miód, wypaca wosk i buduje plastry... Rodzi się z zapłodnionego

jajeczka złożonego przez matkę pszczelą (czyli tak zwaną królową) do

komórki rozmiaru robotnicy. Robotnic w ulu jest najwięcej, występują w

różnych odmianach, ale to temat na osobną książkę, a nie krótki wpis

blogowy.

wiedzy nie ma żadnych szczególnych zadań, choć może prawdopodobnie

wspierać opiekę nad czerwiem. Logika podpowiada, że jeżeli rodzina

wyprodukuje od 10% do 20% takich nierobów, to musi mieć po temu jakiś ważny

powód. Prawdopodobnie zatem nauka jeszcze kiedyś nas czymś zaskoczy. Rodzi

się z niezapłodnionego jajeczka złożonego przez matkę do komórki

trutowej, która jest nieco większa i łatwa do rozpoznania. Jego głównym

zadaniem i sensem życia jest **unasiennienie** (nie zapłodnienie!) czyli

przekazanie zapasu nasienia młodej matce podczas lotu godowego. Jest dość

mocno uwsteczniony, nie potrafi nawet sam pobierać pyłku, aby się wyżywić

- musi o to prosić jakąś robotnicę-karmicielkę. Ale za to jest przyjmowany

przez każdą rodzinę pszczelą, bez różnicy. W związku z tym przez całe

swoje życie wałęsa się od ula do ula, aż zew natury zastanie go w pobliżu

jakiejś nieunasiennionej matki. Wtedy wylatuje razem z nią i ściga się z

setkami i tysiącami innych, aby ją dopaść w krótkim akcie miłosnym, po

którym traci swój narząd rodny i w efekcie spada martwy na ziemię.

królową, raczej niewolnicą. Rodzi się ze specjalnie zbudowanej lub

naprędce powiększonej komórki, zwanej matecznikiem, z zapłodnionego

jajeczka. O ile robotnica i truteń otrzymują specjalne pożywienie w postaci

przyszła matka żywi się nim od początku, do końca swoich dni. To sprawia,

że jej ciało zmienia się w okresie rozwoju - wykształcają się dojrzałe

narządy rodne, zdolne składać tysiące jajeczek dziennie. Jej organizm staje

się fabryką przekształcającą ten najdoskonalszy z pokarmów: mleczko

pszczele, tak szybko, że dziennie wytwarza wielokrotnie więcej jajeczek niż

sama waży, a przy tym prawie nie wydala. Z powyższego wynika, że nie jest

żadną królową, bo niczym nie rządzi (to robotnice gonią ją do roboty).

Ale wydziela liczne feromony i inne substancje, które na poziomie chemicznym

integrują rodzinę pszczelą do tego stopnia, że braku matki praktycznie nie

da się niczym zastąpić.

O ile truteń i robotnica żyją zaledwie kilka tygodni w sezonie

wiosenno-letnim (robotnica zimująca żyje kilka miesięcy, przez co uczeni

sądzą, że za długość życia pszczoły odpowiada liczba przelatanych przez

nią kilometrów), matka pszczela potrafi żyć kilka lat. O ile pszczelarz i

okoliczności przyrody jej pozwolą.

Pierwszym zadaniem matki, niedługo po *wygryzieniu się* z matecznika i po

spędzeniu kilku dni w ulu w oczekiwaniu na osiągnięcie pełnej

dojrzałości, jest wylot godowy zwany w pszczelarskim żargonie lotem

weselnym. Takich eskapad może matka użyć kilka na początku swojego życia,

by potem prawie całą resztę spędzić w ciemnościach gniazda. Wyjątkiem

jeszcze jest wylot rojowy, ale to temat na osobną książkę. Tak czy owak

matka wylatuje z gniazda i pozwala się unasiennić kilku, lub nawet kilkunastu

trutniom, zanim wróci z balangi. Później znowu mija kilka dni, w trakcie

których nasienie w jej zbiorniczku miesza się i zostaje tam zmagazynowane na

resztę jej życia. Wreszcie zaczyna składać jaja. Najpierw powoli, jak

żółw ociężale, by stopniowo przyspieszać do pełnej prędkości od 1000

do nawet 3000 jajeczek na dobę, zależnie od stanu zdrowia, rasy, pory roku i

innych czynników.

Mechanizm ten został przez pszczelarzy dość dobrze rozpoznany i

wykorzystany. Dziś umiemy *przekonać* pszczoły, by sobie wytworzyły nową

matkę. Bo skłonne są one to zrobić w trzech przypadkach:

długo, matka naprodukowała mnóstwo młodych pszczół, aż się ciasno w ulu

zrobiło - wtedy rodzina pszczela zaczyna realizować dobrze przemyślany plan

wyrojenia się, czyli naturalnego podziału. Starą matkę robotnice

odchudzają podszczypując, goniąc w tę i nazad po plastrach, aż znowu staje

się zdolna do lotu. I kiedy wszystko jest gotowe, ta część kolektywu,

która ma udać się na wygnanie, gwałtownie napełnia wola miodem i w ciągu

zaledwie kilku minut odlatuje zabierając ze sobą matkę. To temat na osobną

książkę.

jajeczka (np. zacznie jej się kończyć zapas plemników w zbiorniczku

nasiennym) - pszczoły *przekonują* ją, aby złożyła jajeczka do zawczasu

przygotowanych komórek matecznikowych, gdzieś w pewnym oddaleniu od gniazda.

Tam, bez ingerencji starej matki, wygryzają się nowe królowe. Z nich

przeżyje tylko jedna, która osiągnie dojrzałość i kiedy robotnice

przekonają się, że prawidłowo czerwi - stara matka pójdzie pod topór.

Mechanizm ten nazywa się **cichą wymianą**.

się, że nie mają matki, natychmiast pędzą do ostatnio złożonych jaj i

wybierają jak najlepsze, które obudowują matecznikiem. Z wyhodowanych matek

przeżywa jedna, która wygra pojedynki z innymi i ona przejmuje rolę

rozpłodowca i integratora rodziny.

Zatem, jak widać, jeżeli przekonamy robotnice, że albo przyszła pora

rojenia się, albo straciły matkę, albo dotychczasowa straciła wigor -

pszczoły same dalej będą wiedzieć, co mają robić. I wtedy po raz kolejny

może wkroczyć pszczelarz. Bo on może podać im, w specjalnie przygotowanych,

sztucznych komórkach, larwy z wybranej rodziny. W ten sposób pszczoły

wyhodują dla niego matki o preferowanych właściwościach - taką

przynajmniej pszczelarz ma nadzieję... Oczywiście, temat selekcji pszczół

wystarczyłby na osobną książkę. Wyhodowane matki można podać do

nowoutworzonych rodzinek pszczelich i w ten sposób mieć więcej uli, które

zachowują się bliżej wymarzonego przez nas ideału.

Po to właśnie hoduje się matki pszczele. I jest to sztuka sama w sobie.

Innym dobrym powodem, dla którego warto hodować matki, jest możliwość

posiadania *zapasowych matek pszczelich*, które żyją sobie w mini-ulikach

(zwanych niekiedy nukleusami) i czekają na okazję, by awansować do budowy

pełnej rodziny. Co nastąpić może w każdej chwili.

Koniec dygresji

--------------------------------------------------------------------------------

Z powyższego wynika, że warto umieć hodować matki pszczele. Zatem i my

niezwłocznie, to znaczy, kiedy tylko nadarzyła się pierwsza okazja,

zabraliśmy się za trening.

To nie takie proste [IMG]

Aby wyhodować matkę trzeba przełożyć do sztucznej komórki matecznikowej

larwę z wybranej rodziny. Oczywiście my na początku braliśmy larwy z

dowolnej rodziny. Jako impuls hodowlany wykorzystywaliśmy najprostsze

rozwiązanie, czyli osierocenie. Przy okazji robienia odkładów rojowych

zawsze powstawały nam rodziny bez matki. Bo matka szła do transportówki,

zgodnie z instrukcją. Wystarczyło tylko zniszczyć ewentualne znalezione

mateczniki rojowe i mieliśmy rodzinę gotową do hodowli naszych larw. Za

niszczenie mateczników dostaliśmy kolejny opeer od Konrada: rojowe matki są

najlepszej jakości. Pszczoły hodują je w najlepszym momencie, w obfitości

żarcia i przy pięknej pogodzie. A te historie o rojliwości matek z

mateczników rojowych można sobie wsadzić w buty - to jedna z pszczelarskich

legend, odkładających się warstwami przez kolejne podręczniki.

=>

http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-16/01_ile_procent_przyje

c.jpg Ile procent przyjęć? [IMG]

Przelarwowane larwy powędrowały do ula. Nastepnego dnia pojechaliśmy

sprawdzić, czy zostały przyjęte. I co? I nic. Wygląda na to, że pszczoły

obsiadły tylko jedną komórkę. Dwie odpadły w transporcie, pozostałe dwie

zostały zlekceważone. Co za wynik. Ale pierwsze koty za płoty.

=>

http://pasieka.smirnow.eu/obrazki/pszczelarstwo/2016-05-16/03_odklad_z_matka_do_

pol_ula_dadant_lezak.jpg Kolejny odkład do pół-ula [IMG]

Przy okazji wycieczki do mateczników przewieźliśmy kolejny odkład do

Nowinek. Jak widać na zdjęciu, pszczół było w nim mnóstwo. Obawialiśmy

się z Jarkiem, że jak jest ich tak dużo, a do tego mają jeszcze z ramkę

czerwiu na wygryzieniu, to naszykowany dla nich pół-ul może nie wystarczyć.

I to nie-wystarczenie może się wydarzyć szybciej, niż się spodziewamy.

I wiecie co? Mieliśmy rację.

📅 pon 16 maja 2016

↩ Index (Strona główna)
📁 Pasieka - Wspomnienia
#wspomnienia
#nauka
#prace