Pod czerwoną szmatą nieba - muł...

Domy z ludzi wypłukane

Drzew korzenie w niebo sterczą

Zaczepił się o most zerwany

Trup psa ze sparszywiałą sierścią

Ale wszystko jest jak trzeba

Pejzaż jak umyty stół

Pod czerwoną szmatą nieba -

Muł

Ta złowieszcza piosenka Kaczmarskiego była wielką przenośnią opartą o

prawdziwe wydarzenia z 1979 roku. Nas dotknęło to w 2010 roku, zaledwie dwa

lata po przeprowadzce. Nie zdążyliśmy na serio przyzwyczaić się do

mieszkania pod miastem, nie zdążyliśmy pogodzić się z oczywistymi tego

uciążliwościami, nie zdążyliśmy nauczyć się radości z wielu

aktywności i zjawisk typowych i możliwych tylko wtedy, kiedy mieszkasz pod

miastem, nie zdążyliśmy...

*Czerwiec był w Warszawie bardzo ciepły. Średnia miesięczna
temperatura wyniosła 17,5 stopnia i była o 1 stopień wyższa od normy
wieloletniej. Temperatura ulegała sporym wahaniom. Pierwsza połowa
miesiąca przyniosła falę tropikalnych upałów. Przez dwa dni
temperatura przekraczała w cieniu 30 stopni. 11 czerwca termometry
pokazały w cieniu 32 stopnie. Tak wcześnie w czerwcu nie notowano tak
wysokiej temperatury od 14 lat.(...)Suma opadów wyniosła 87 litrów na
metr kwadratowy ziemi i była o około 15 litrów wyższa od normy
wieloletniej. Mimo sporych wartości, tak naprawdę na większą część
sumy opadów złożyły się tylko cztery fale ulew, które przeszły nad
Warszawą 2, 3, 12 i 24 czerwca. W tym ostatnim dniu spadło prawie 30
litrów deszczu na metr kwadratowy ziemi, czyli prawie połowa
miesięcznej normy opadów.*

Pamiętam to jak dziś, ale zapamiętałem, że nawalny deszcz na południowe

rubieże Warszawy najpierw padał w poniedziałek, czyli 31 maja. Następny

taki spadł 3 czerwca, czyli w Boże Ciało. Dobrze pamiętam, bo wiozłem

rodzinę od rodziny z Płocka i wpadliśmy w ulewę między Warszawą i

Powsinem. Kurtyna deszczu, woda spadająca z intensywnością podobną do

wiadra wody wylanego na głowę, tylko ta woda spada bez przerwy przez

kilkanaście (zaledwie!) minut, żeby chwilę później zelżeć do miałkiego

kapuśniaczku kapiącego za kołnierz. Po poprzednich popisach pogody odbierasz

to niemal jak suszę. Tak też było w ten feralny czwartek. Przez ulewę

czasami widzieliśmy po prawej samochody, które stoczyły się do rowu, kiedy

ich kierowcy postanowili zaparkować na poboczu i przeczekać. Parkowanie na

pasie między szosami uznałem za podobnie bezrozumne, bo już wcześniej

rosła tam trzcina, a po tych opadach czasami widywałem tam wędkarzy.

Zdjąłem nogę z gazu, włączyłem przeciwmgielne, bo jeszcze je wtedy

miałem, zacząłem mrugać awaryjnymi, wycieraczki nic nie dawały, więc je

wyłączyłem. Wrzuciłem dwójkę i spokojnie, powolutku, lewym pasem

toczyliśmy się naprzód. Za chwilę widoczność się poprawiła i tak za

parę minut byliśmy w domu. A deszcz wciąż padał. Zaplanowaliśmy tego

wieczora, że obejrzymy sobie fajny film. Naszykowaliśmy butelkę winka,

jakieś ciasteczka, zmęczone córki bez szemrania dały się położyć spać

o wymaganej porze, czyli między 19:00 a 20:00. W domu suchutko, milutko,

chłodny powiew z podwórka, od szosy nie niesie hałasu, bo ludziska pochowali

się, podobnie do nas, w domach, zamiast rozbijać się samochodami po

okolicy... Żyć nie umierać.

Wydarzyło się to 3 czerwca, w bożocielny czwartek AD 2010.

Około 22:00 zadzwoniła sąsiadka, miła starsza pani "Czy może wyjrzałby

pan na kanałek, bo coś mi się zdaje, że woda przybiera...". Takie telefony

tej wiosny zdarzyły się nam już kilka razy i za każdym razem nie było

powodu do niepokoju. Zatem najpierw dokończyliśmy oglądanie filmu i wreszcie

gdzieś tak koło 23:00 wzułem kalosze, chwyciłem parasolkę i poczłapałem

w stronę pustego domku rodziców. Prawie 20 metrów za nim płynie sobie

kanałek, niegdysiejsza rzeczka, służący onegdaj miejscowym polom do

odwadniania. Nikt nie pamiętał w ostatnim półwieczu (starszych w okolicy

nie bywało), żeby woda wystąpiła z koryta. Oczywiście, pamiętam, że jako

dziecko swobodnie w nim brodziłem w kaloszach - dno nie było zamulone, brzegi

zadbane przez odpowiednie służby, jak nie w Polsce, jak nie w socjalizmie.

Tak czy owak, maszerowałem raźno, a kalosze coraz intensywniej chlapały.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/001-woda_pod_weranda

.jpg Woda już pod werandą [IMG]

Daleko nie zaszedłem, bo już przy werandzie domku rodziców woda stała

wyżej kalosza, co poczułem jako wilgoć na stopach. Nie mieszkając, bo gdzie

tu mieszkać, kiedy leje, wróciłem do pieleszy i dawaj, za słuchawkę

telefonu. Internet działał śpiewająco, jeśli można użyć takiej

przenośni.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/003-woda_podchodzi.j

pg Woda podchodzi [IMG]

Rodzice akurat spędzali miło czas w Południowych Stanach Polski, więc moja

relacja zwarzyła im wieczór. Do dziś czuję się trochę winny.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/005-coraz_wyzej.jpg

Woda coraz wyżej [IMG]

Ojciec jednak całkiem trzeźwo skonkludował moją relację, że wodę mają

już na podłodze domu: "Kiedy woda znajdzie się 15 cm poniżej twojego

poziomu podłogi, to dopiero będzie prawdziwe nieszczęście, a na razie

zachowajmy spokój." Nie powiem, żeby mnie to uspokoiło, szczególnie, że

chwilę później pod naszą werandę podpłynął gumowy basenik córek.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/006-domek_rodzicow.j

pg Zalany domek rodziców [IMG]

Przystąpiliśmy do prac zabezpieczających nasze skromne mienie, czyli jak

czterokrotnie w poprzednich dwóch latach, pakowania do pudeł i toreb.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/007-dzialka_noca.jpg

Pierwsze rzeczy pływają [IMG]

Z tą różnicą, że tym razem dzieliliśmy dobytek na wodoodporny i ten do

spakowania. Mebli kuchennych tknąć nie zdążyliśmy, podobnie jak szaf i

innych ciężarów - po prostu nie było tego gdzie wstawiać.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/008-woda_przy_opasce

.jpg Woda już pod domem [IMG]

Martwiłem się, że jeżeli woda podejdzie jeszcze wyżej, to odpłynie nam

nasza, położona takim nakładem sił i środków, droga z podkładów

kolejowych.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/009-woda_ze_wszech_s

tron.jpg Woda już od frontu [IMG]

I tak się faktycznie stało. A było wtedy jeszcze ciemno.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/010-boczna_droga_ply

wa.jpg Boczna droga z podkładów już pływa [IMG]

Nad ranem zjawili się przyjaciele i prace przyspieszyły. Woda wciąż się

wspinała, po tym, jak nastąpiło owo tajemnicze nieszczęście, o którym

wspominał mój ojciec. A na dzień następny mieliśmy zaplanowany montaż

szaf wbudowanych w przedpokoju! Przycięte, gotowe deski czekały, wszystko

było gotowe!

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/011-przelalo_sie_pod

_podloge.jpg Przelało się pod podłogę [IMG]

O świcie werandę otaczało urokliwe jeziorko, z którego wystawały pnie

jabłoni, pomiędzy którymi pływały piłki, stara łódka Ojca, nowa, od lat

niezbudowana łódka Ojca, deski, jakie pozostały po budowie, cały czas w

sągu, który się nie rozpadł, kawałki pni, drewna, rury i inne śmieci,

które zalegają w kątach na działkach.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/012-jeziorko01.jpg

Jeziorko na działce [IMG]

Co ważniejsze rzeczy zostały przywiązane do pni drzew, żeby nie

odpłynęły hen, do morza.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/013-weranda_prawie_w

_wodzie.jpg Woda dotknęła werandy [IMG]

Ostateczną decyzję o ewakuacji podjęliśmy około 7:00, kiedy nieświadome

sprawy córki zaczęły się budzić.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/014-domek_rodzicow.j

pg Domek rodziców rano [IMG]

Wstające słońce ukazało nam, że nie mieszkamy już w tradycyjnie

podwarszawskiej miejscowości letniskowej, z wolna przekształcającej się w

sypialniane suburbia, lecz w japońskim ogródku wodnym.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/015-jeziorko02.jpg

Znowu widoczek jeziorka [IMG]

Żeby nie te zanurzone w wodzie huśtawki, te pływające resztki pobudowlane...

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/016-powodzianie01.jp

g Spakowani do ewakuacji [IMG]

Żeby to nie była powódź, to nawet ładnie to wyglądało...

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/017-jeziorko03.jpg

Wycieczka krajoznawcza [IMG]

A woda wciąż powoluteńku (im większy obszar zajmowała, tym wolniej, co

każdy łacno może sobie policzyć) wspinała się. Tak powoli, że bez trudu

wyprzedzały ją włażące we wszystkie szpary ślimaki. Tych ohydziarstw bez

skorupek było tyle, że aż zastanawialiśmy się, czy ślimak może porzucić

swój domek i spitalać bez obciążenia, czy też to jednak są liczni, ale

przedstawiciele onych trujących, niejadalnych, a zatem nieopancerzonych

gatunków?

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/018-jeziorko04.jpg

Widok na werandę rano [IMG]

Zwiedzanie działki w slipach zamieniło się w oszczędną sesję

dokumentacyjną, stąd tyle zdjęć.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/021-kot_powodziowy.j

pg Kotu cała ta sprawa się nie podoba [IMG]

Nam było wesoło. Jak już przeszła sraczka stresowa. Kotka zawieruszyła

się w ulewie. Znalazła się w środku nocy u sąsiada na drzewie. Młodszy

Brat udał się skuś rosnące wody, aby uratować staruszkę, ale ona,

zmotywowana kilkoma godzinami na gałęzi, opanowała sztukę wiewiórkowania,

tzn. poprzez inne drzewa przekicała na dach domku Rodziców. I tam dalej

żałośnie miałczała. Skończyły się mity o niezależności i

niezawisłości kotów, kiedy wczepiła się w Brata pazurzyskami i dała

wynieść na naszą werandę.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/022-od_frontu.jpg

Belki ganku też już pływają [IMG]

A woda wciąż się wznosiła. Zmartwiły nas te pływające belki kolejowe, bo

przemieszczanie się brodząc pomiędzy nimi nie należało do przyjemności.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/023-woda_przy_bramie

.jpg Woda już przy bramie [IMG]

W ostatniej chwili odparkowałem landarę na pobocze drogi.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/024-laweczka_nad_kan

alem.jpg Ławeczka nad kanałem [IMG]

W tym miejscu właśnie płynie sobie kanał. W widać oparcie ławeczki

wypoczynkowej, postawionej na betonowym mostku przejazdowym, około 1,5 m nad

lustrem wody. Znaczy, w normalnych warunkach.

=>

http://aedificare.smirnow.eu/wp-content/2012-04-07-powodz01/025-powodzianie02.jp

g Już zaraz ewakuacja [IMG]

Do poziomu podłogi wodzie brakowało może ze 3 cm. Na razie katastrofa była

raczej techniczna i martwiłem się, że będę miał trudności, jak

udowodnić ubezpieczycielowi, że cała podłoga jest do wymiany. Ale na

powódź można liczyć, ostatecznie woda wzniosła się ze 20 cm powyżej

podłogi, więc pewne sprawy stały się oczywiste, ale o tem potem. Z samego

rana podtoczył się Brat ze swoją tojotą o dużej ładowności, więc

poczynając od pociech, załadowaliśmy (brodząc po kolana w wodzie, która

doszła już do asfaltu szosy), co się dało, na pakę i pojechaliśmy do

niezalanej powodzią części Warszawy na śniadanie. Planowaliśmy wrócić

koło południa i zobaczyć, czy nasze zabezpieczenia w postaci spiętrzania

wszystkiego, co się dało, na stołach, blatach i innych poziomych,

wzniesionych, coś dały, czy może to wszystko się zawaliło.

Ale o tym w następnym wpisie wspomnieniowym, kiedy poczuję nowe siły, żeby

coś napisać, bo wspominanie tamtych dni wciąż nie jest miłe.

📅 pią 06 kwietnia 2012

↩ Index (Strona główna)
📁 Blog budowy domu
#Budowa