Inwigilacje i backdoory

i.techrepublic.com.com/gallery/156861-500-389.jpg [IMG]

Oto czytam sobie artykuł[1] i przychodzą mi różne, różniste myśli do

głowy.

1:

http://linuxnews.pl/chinskie-wladze-zmuszaja-do-linuksa/

Otóż dotarła do mnie luźno z tematem związana historia z Birmy[2], jakoby

rząd (czyli wojskowa hunta) zamówił w Microsofcie i otrzymał, specjalną,

birmańską wersję Windows (lub czegoś innego), które np. nie potrafią

połączyć się z pewnymi domenami internetowymi. Na przykład. Nie byłem

tam, nie widziałem, a jedynie słyszałem, że **jak, biedny Polaku za

granicą, masz pocztę na onecie, to w Birmie musisz się przeprosić z

Linuksem**.

2: https://pl.wikipedia.org/wiki/Birma

A w artykule wspomina się o naciskach na przedsiębiorców prowadzących

kafejki internetowe, aby przeszli na Red Flag Linux, który jest produktem

miejscowych służb. Dotyczy to także tych, którzy nieopatrznie zdecydowali

się jednak za produkt z Redmont (czyli chiński Windows) zapłacić i mają

jego legalne kopie.

W artykule podnosi się kwestię, która wydaje się oczywista, tj.

prawdopodobnie Red Flag Linux ma zapewnić możliwość inwigilowania obywateli.

W tekście odnajduję dwa błędy, natury politycznej i logicznej.

Pierwszy błąd:

Po pierwsze, **Linux jest oprogramowaniem otwartym i wolnym, czyli dostępnym

bez ograniczeń do przeglądu, badań i modyfikacji. Jedynym ograniczeniem

licencyjnym, jakie postawiono użytkownikom, to kategoryczny zakaz "zamykania"

tego oprogramowania** (lub podobnie, nie wnikajmy w szczegóły licencji).

Zatem nie z powodu samego systemu operacyjnego Linux dałoby się **bez wiedzy

i zgody** obywateli ich inwigilować - potrzebny by był zamknięty (i w ten

sposób niedostępny do "rozbrojenia") pakiet programowy produkcji wiadomych

służb. Jednakowoż, w tak pirackim społeczeństwie (podobno poziom piractwa

jest większy niż w Polsce!) nie ma możliwości, żeby ktoś się nie

dogrzebał, *wo liegt der Hund begraben* i nie wypuścił "pirackiej" wersji

systemu Linux, bez tego trojana. Z resztą, prawdopodobnie deinstalacja

również nie sprawiłaby problemu. Po drugie, **nie takie numery piraci

potrafią robić z zamkniętym przecież Windowsem**. Czyli to podejrzenie

wydaje się nonsensowne. Szczególnie, że na wolnym rynku oprogramowania jest

dostępne **BSD**, które z łatwością Chińczycy mogliby wziąć i wzorem

Apple'a przerobić na własną modłę, a następnie zamknąć w jakiejś

swojej, państwowej licencji. Na co przecież licencja BSD pozwala. Co to jest

dla rządu najludniejszego kraju świata, te kilkadziesiąt milionów dolarów

w przeliczeniu na yuany, żeby wyprodukować **jedynie słuszną, patriotyczną

i propaństwową dystrybucję systemu operacyjnego** na wszystkie komputery

Chin?

A zatem z pewnością nie chodzi o inwigilację, chyba, że w kontekście takim

samym, w jakim inwigilacją są systemy monitoringu miejskiego w krajach jakoby

demokratycznych, na przykład w Polsce. ***Nie zapobiegać, a zbierać haki na

wybranych, na wszelki wypadek.***

Po trzecie, łatwo ekstrapolować i porównać, jak ogromne masy danych

musiałyby przerabiać serwery chińskich wiadomych służb inwigilacyjnych,

żeby skutecznie zmonitorować miliard podłączających się do Internetu

poddanych. To jest niemożliwe również w najbliższej przyszłości. Dla

porównania popatrzmy się na firmę Google Inc.[3] - która na potrzeby budowy

bazy danych swojej wyszukiwarki używa jakiegoś niemożliwego klastra kilkuset

tysięcy serwerów spiętych światłowodami, utrzymuje niewiarygodnej

wielkości zasoby dyskowe - to wszystko rosło w miarę rozwoju, wzrostu

zasięgu wyszukiwarki i liczby klientów. Postęp był ewolucyjny i trwał

dekadę. Chińczycy będą potrzebować co najmniej tyle czasu, żeby zbudować

podobnej wielkości infrastrukturę, a przecież, żeby przerobić o niebo

więcej i o niebo bardziej szczegółowo dane, będą musieli takich

kompleksów jak ma Google Inc. wybudować zapewne kilkadziesiąt. To oznacza

konieczność zatrudnienia setek tysięcy ludzi do tajnej roboty - nie ma

szans, żeby projekt nie został zsabotowany w typowo chiński sposób - czyli

przez skorumpowanie, rozmycie, skompromitowanie i wreszcie wchłonięcie na

powrót do społeczeństwa.

3: http://pl.wikipedia.org/wiki/Google

Drugi błąd:

Co stoi na przeszkodzie, żeby, wzorem niewielkiego kraiku, jakim jest Birma,

odpowiednią wersję systemu operacyjnego**, która w lat kilkoro wyprze

resztki wszelkiej konkurencji, bo będzie sprzedawana taniej (pół darmo),

dotowana przez państwo i zawierać będzie wszelkie zamówione zabezpieczenia?

Ha?

Kłaniają się **Spiskowa Teoria Dziejów** oraz **Zasada Powszechnej

Paranoi**, które u nasz, w Polszcze, są powszechnie (przez tzw. media

opiniotwórcze) wykpiwane.

Otóż proszę Państwa i państwa, o ile malutki kraiczek typu Birma doskonale

wie, że gdyby Amerykanie chcieli, to by sobie z niego zrobili *barbecue*

(czyly po naszemu - gryla) w godzinę kwadrans i dlatego ma gdzieś tajemnice,

jakie ewentualnie ukryte są w systemie operacyjnym, o tyle największy rynek

handlowy świata, powstająca potęga gospodarcza, polityczna i militarna w

żadnym wypadku nie może tego zlekceważyć. Nie może sobie pozwolić na

ustąpienie z żadnych zabezpieczeń, jakie tylko może podnieść, żeby się

ochronić przed *espionażem* dotychczasowego największego mocarstwa świata.

A Windows jest systemem zamkniętym z kilkoma milionami linii kodu i wiadome

służby chińskie nigdy nie będą mieć pewności, że w jakiś sposób

Amerykanie nie naszykowali im jakiego backdoora. Dla nich najtaniej i

najprościej jest wdrożyć i upowszechnić własny system operacyjny, który

wyprze podejrzany i kaleki Microsoft. Szczególnie, że, pamiętajmy, jest to

kraj posługujący się innym charakterem pisma, a zatem stawiający pewne

indywidualne wymaganie swoim komputerom, ale także - bardziej samodzielny w

tej branży.

Jakie mamy przesłanki, by podejrzewać, że Chińczycy raczej dążą do

upowszechnienia własnego systemu niż do zwiększonej inwigilacji poddanych?

Dobrą przesłanką nie-wprost mogą być podobne posunięcia czynione w innym

kraju o odmiennym od łacińskiego alfabecie - w Rosji.

A przecież nie chodzi o to, czy Microsoft na uprzejmą prośbę CIA, NBA, USA

i innych organizacji, rzeczywiście umieszcza jakieś backdoory w swoim

oprogramowaniu, lecz o zasadę, którą znają i przestrzegają urzędnicy

wszystkich krajów: **CYA, Cover Your Ass, Chroń Swoją Dupę**. A z zasady

tej wynika, że nie tylko nie można dopuścić do wycieku tajnych danych, ale

trzeba zapobiec podejrzeniom (ze strony szefostwa na przykład), że w ogóle

mogłyby wyciec, że to jest możliwe. A jest. **Bo celem każdego urzędnika

jest spokojnie doczekać emerytury. A funkcjonariusze wiadomych służb na

całym świecie nie są nikim innym, jak tylko urzędnikami**, podobnie jak ta

pani w okienku, która Tobie, tak, do Ciebie mówię, wydaje dowód osobisty.

Wygląda na to, że w końcu funkcjonariusze wiadomych służb także w innych

krajach prędzej, czy później, połapią się, na jakiej minie siedzą od

lat. Nie nastąpi to nagle, bo jest jeszcze coś takiego jak lobby. Ale nie ma

lobby na poczucie osobistego zagrożenia. Zatem powolutku, aż do skutku. Aż

wreszcie urzędnicy Microsoftu albo zmienią sposób licencjonowania, albo ich

produkty znajdą się na jednej półce z produktami Apple'a. Czyli tam, gdzie

naprawdę jest ich miejsce.

--------------------------------------------------------------------------------

Słyszeliście o stenografii?
Zajrzyjcie także na opowieść o pewnej

przygodzie.

📅 śro 28 września 2011

↩ Index (Strona główna)
📁 Z poziomu podłogi
#Zpodlogi
#kompowe